2009/06/08

Kaloryczny Nikifor

Bardzo lubię ciekawe historie, a najbardziej te dobrze opowiedziane. Takie – przynajmniej w założeniu – ciekawe historie, z kategorii rodzinnych, opowiadaliśmy sobie kilka lat temu w Krakowie. Na godzinę przed otwarciem dla mediów nowego Centrum Medicover przy ulicy Rakowickiej. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – materiały prasowe ułożone równiutko, stół panelowy ogarnięty, kanapki i napoje na swoim miejscu. Trzeba było jakoś zabić te sześćdziesiąt minut. W pachnącym świeżością korytarzu stało nas kilkoro, a w każdym z nas płonęła żądza zrobienia jak najlepszego wrażenia na pozostałych. Powietrze przeszywały wymyślne konstrukcje gramatyczne, zdania po wielokroć złożone, parabole i makaronizmy. Twarze rozjaśniały się w aprobujących, życzliwych uśmiechach, nikt nikomu nie przerywał. Od czasu do czasu wybrzmiewały jedynie pełne szczerego zadziwienia posapywania. Było miło i zabawnie. Jako ostatnia swoją historię opowiedziała Dziewczyna, Której Imienia Nie Pamiętam (DKINP).

Jeśli jesteś istotą uwrażliwioną na sztukę, ze szczególnym uwzględnieniem prymitywizmu, to to jest moment, w którym – bez zbędnej zwłoki, czyli zastanawiania się nad sensem tego zdania – klikasz w krzyżyk w prawym górnym rogu ekranu.

Malowała swój obraz krótkimi, zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. Żadnego przerostu formy nad treścią. Obraz był prosty, ale wymowny, a jego pointa (jeśli obraz może takową mieć) odesłała w niepamięć wszystkie opowiedziane wcześniej historie. W ciągu minuty nasz pseudo oratorski wysiłek trafił szlak. Otóż babcia DKINP mieszkała na wsi spokojnej, acz niewesołej, w czasach, o których eufemistycznie można by rzec, że nie były lekkie. Babcia, osoba bogobojna i prawa, gdy ktoś był spragniony, to napoiła; gdy głodny, to nakarmiła, a gdy nabroił – op…, bo zaprawdę było to słuszne i sprawiedliwe. Najważniejszym punktem domu, poza mini ołtarzykiem, był ogromny, gliniany piec. Za piecem był zapiecek, a na nim w jesienne i zimowe wieczory swoje przemarznięte bezdomnością ciało ogrzewał znajomy babci – niejaki Nikifor. Był to człek mizernej postury, małomówny i nieprzenikniony. Siedział na zapiecku, nic nie gadał tylko rysował i malował, malował i rysował. Na deseczkach, na karteczkach, na czym popadło. Taki był głodny rysowania. Taki był głodny malowania. Gdy kończył odkładał malunek na bok i zaraz brał się za następny. A babcia? Cap! I malunek za malunkiem hop do pieca. Jak to czemu? Bo zimno było w chałupie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz