2009/06/26

MJ R.I.P.

Michael Jackson is dead.

Jego życie było przykładem jak niszczycielską siłę ma brak prawdziwego dzieciństwa.

Muzyka zostaje. Off The Wall, Thriller, Dangerous, HIStory.

R.I.P. Michael. Teraz już nic nie musisz.

2009/06/19

Już w domu

Wiktorek jest już w domu.
Leży między nami. Coś mu się śni.
A ja patrzę.
Jakiż on jest malutki...

2009/06/16

Pan Maciupek


14 czerwca w niedzielę o 15:48 na Ziemi wylądował nasz mały astronauta. Lądowanie było bolesne, ale udane. Daliśmy Mu na imię Wiktor. Już zawsze będzie z nami. W ten czy inny sposób.

Zakochaliśmy się w Nim, kiedy jeszcze orbitował.

Nie możemy oderwać od Niego oczu.

Nasz ukochany Pan Maciupek.

2009/06/12

Orlando jak piłkarska kadra Polski

Dziś w nocy Orlando Magic z Marcinem Gortatem (zagrał krótko, ale dobrze) przegrali wygrany mecz w finałach NBA. Na kilkanaście sekund przed końcem, przy trzypunktowym prowadzeniu Orlando, Dwight Howard (największa gwiazda teamu z Florydy) nie trafił dwóch rzutów osobistych. To tak jakby na własne życzenie przewrócić się kilka metrów przed metą maratonu i go nie ukończyć. Lakersi trafili za trzy i doprowadzili do dogrywki, w której rozjechali Orlando. A ja to wszystko oglądałem na żywo od 3 do 6 rano, mocno trzymając kciuki za drużynę Polaka. Kolejny mecz o 2 nad ranem z soboty na niedzielę...

2009/06/09

Rozmowa z ciężarówką

Mieszkanie z niewielką wanną na warszawskim Starym Imielinie. Ona w 9. miesiącu ciąży. On teoretycznie też. Różne spojrzenia na wiele spraw, ale jedno poczucie humoru.

-Kochanie, kiedy się znowu razem wykąpiemy? - pyta Ona.
-Kiedy ludzie przestaną się kręcić koło fontanny... - odpowiada On.

Cdn.

2009/06/08

Jedzenie jak narkotyk

Przestaliśmy jeść – zaczęliśmy żreć.

Kiedy zaszła ta przemiana? Kiedy przeistoczyliśmy się z istot żyjących w zgodzie z naturą w bezmyślne pojemniki na wysokoprzetworzoną żywność nafaszerowaną cukrem, solą i konserwantami? Kiedy wreszcie przestaniemy żreć i czy kiedykolwiek przestaniemy? Dlaczego tak żremy i co nam to załatwia (poza sercem)?

Jeszcze do niedawna ludzie pasjami biegali. Od tempa biegu i od jego kadencji zależało niejednokrotnie nie tylko dotarcie do domu przed godziną dwudziestą drugą, ale także zachowanie kończyn oraz narządów mających zasadnicze znaczenie dla podtrzymania funkcji życiowych organizmu. Tak czy inaczej chodziło o to, by do domu w ogóle wrócić.

Jeszcze do niedawna ludzie jedli to co dała im natura i nie starali się tego za wszelką cenę przetwarzać, mielić, ulepszać, jak mamy to w zwyczaju my w szeroko pojętej Współczesności. Jechali na surowo lub półsurowo, wcinali nasiona, popijali wodą, a mimo to nie uskarżali się na uporczywe zaparcia i migreny. Czy to znaczy, że wszyscy nasi przodkowie byli Japończykami? Najwyraźniej.

Jeszcze do niedawna białe, zatykające jelita i podbijające w kosmos poziom cukru we krwi pieczywo było rarytasem, na który mogli sobie pozwolić nieliczni. Codziennością było za to zdrowe, ciemne, pełnoziarniste, razowe.

Jeszcze do niedawna ludzie żyli z dnia na dzień, ciesząc się każdą przeżytą chwilą i sobą nawzajem. Centrum domowego ogniska było ognisko, a nie 50-calowy (przecinający ostatnie więzy rodzinne) telewizor plazmowy marki Mejdinczajna, kupiony na 72 raty bez prowizji. Miał rację Marshall McLuhan, gdy stwierdził, że przez media świat jakby się skurczył, odległości między kontynentami drastycznie zmalały, ale odległości między ludźmi wręcz przeciwnie. Czy to znaczy, że telewizja i media to dzieło Szatana, które ma nas przyspawać do kanapy, zniewolić i zabić? Raczej tak. Czy Szatan znany jest w środowisku także pod nazwiskiem Walter? Według wybitnego ultralewicowego medioznawczy Jarosława K. – zdecydowanie tak!

Jesteś tym co jesz. A jesz najczęściej wysokoprzetworzoną żywność, która zawiera ogromne ilości soli. Na dodatek wychodzisz z założenia, że posiłek, by był smaczny, musi być nieco tłusty i posolony. Solisz więc coś co i tak zawiera już sól. Początkowo Mr. Organizm przyjmuje to na zimno. Daje radę, ale wysyła Ci pierwsze sygnały ostrzegawcze. Trudniej o dobry sen, szybciej się męczysz, więcej pijesz (słodzonych soków…). Z czasem sprawy maja się gorzej i gorzej. Ty ładujesz łopatą tłuszcz i sól do japy, a Mr. Organizm z coraz większym trudem stara się złapać balans. Zatrzymuje wodę. Przez to ciśnienie krwi w Twoich żyłach zaczyna stopniowo i niebezpiecznie wzrastać. Serce pracuje coraz ciężej i ciężej, aż w końcu mówi dosyć i wysiada.
Na przykład podczas jednego z weekendowych zrywów, gdy pod wpływem frustracji wywołanej obejrzeniem „Słonecznego patrolu” zakładasz dres i biegniesz na złamanie karku do pobliskiego lasu.

Według ostrożnych szacunków Światowej Organizacji Zdrowia w 2025 roku na świecie będzie 1.5 mld ludzi z nadciśnieniem tętniczym. 1 500 000 000. Pół-to-ra mi-liar-da, czyli – cytując Woody Allena – o wiele więcej niż potrzeba do podniesienia najcięższego nawet fortepianu.

Żarty na bok. Jedzenie we Współczesności zmieniło swoją funkcję. Nie jemy już tylko po to, by zaspokoić głód. Jedzenie stało się nagrodą, którą wciskasz sobie do gardła, bo dzień był ciężki,
bo dzień był udany, bo ciężko pracujesz i należy Ci się, bo znajomi przyszli, bo znajomi w końcu wyszli, bo imieniny, bo urodziny, bo Wielkanoc, bo Wigilia, bo głosy kazały… Zawsze znajdzie się jakiś powód, jakąś okazja, jakiś pretekst.

Zatem, jeśli jesteś młodą istotą u progu dorosłości – porzuć strach przed nieznanym oraz myśli o filologii polskiej, czy innych równie nieżyciowych kierunkach studiów. Zostań kardiologiem lub diabetologiem. Daję Ci słowo, że - niezależnie od przyszłego kształtu systemu opieki zdrowotnej w Polsce - będziesz mieć ręce pełne roboty i pieniędzy. A na sakramentalne pytanie taksówkarza: -Dokąd? – odpowiesz dumnie słowami samego Józefa „Nagraj Mnie Kochanie” Oleksego, wypowiedzianymi w Złotych Czasach SLD:

-Wszystko jedno. Mnie wszędzie potrzebują.

Kaloryczny Nikifor

Bardzo lubię ciekawe historie, a najbardziej te dobrze opowiedziane. Takie – przynajmniej w założeniu – ciekawe historie, z kategorii rodzinnych, opowiadaliśmy sobie kilka lat temu w Krakowie. Na godzinę przed otwarciem dla mediów nowego Centrum Medicover przy ulicy Rakowickiej. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – materiały prasowe ułożone równiutko, stół panelowy ogarnięty, kanapki i napoje na swoim miejscu. Trzeba było jakoś zabić te sześćdziesiąt minut. W pachnącym świeżością korytarzu stało nas kilkoro, a w każdym z nas płonęła żądza zrobienia jak najlepszego wrażenia na pozostałych. Powietrze przeszywały wymyślne konstrukcje gramatyczne, zdania po wielokroć złożone, parabole i makaronizmy. Twarze rozjaśniały się w aprobujących, życzliwych uśmiechach, nikt nikomu nie przerywał. Od czasu do czasu wybrzmiewały jedynie pełne szczerego zadziwienia posapywania. Było miło i zabawnie. Jako ostatnia swoją historię opowiedziała Dziewczyna, Której Imienia Nie Pamiętam (DKINP).

Jeśli jesteś istotą uwrażliwioną na sztukę, ze szczególnym uwzględnieniem prymitywizmu, to to jest moment, w którym – bez zbędnej zwłoki, czyli zastanawiania się nad sensem tego zdania – klikasz w krzyżyk w prawym górnym rogu ekranu.

Malowała swój obraz krótkimi, zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. Żadnego przerostu formy nad treścią. Obraz był prosty, ale wymowny, a jego pointa (jeśli obraz może takową mieć) odesłała w niepamięć wszystkie opowiedziane wcześniej historie. W ciągu minuty nasz pseudo oratorski wysiłek trafił szlak. Otóż babcia DKINP mieszkała na wsi spokojnej, acz niewesołej, w czasach, o których eufemistycznie można by rzec, że nie były lekkie. Babcia, osoba bogobojna i prawa, gdy ktoś był spragniony, to napoiła; gdy głodny, to nakarmiła, a gdy nabroił – op…, bo zaprawdę było to słuszne i sprawiedliwe. Najważniejszym punktem domu, poza mini ołtarzykiem, był ogromny, gliniany piec. Za piecem był zapiecek, a na nim w jesienne i zimowe wieczory swoje przemarznięte bezdomnością ciało ogrzewał znajomy babci – niejaki Nikifor. Był to człek mizernej postury, małomówny i nieprzenikniony. Siedział na zapiecku, nic nie gadał tylko rysował i malował, malował i rysował. Na deseczkach, na karteczkach, na czym popadło. Taki był głodny rysowania. Taki był głodny malowania. Gdy kończył odkładał malunek na bok i zaraz brał się za następny. A babcia? Cap! I malunek za malunkiem hop do pieca. Jak to czemu? Bo zimno było w chałupie…

Wstępniak

To jest mój internetowy konfesjonał. Chciałbym, aby myśli, które tu pozostawię na pastwę Twojej wrażliwości były dla Ciebie inspirujące. Nie liczę na rozgrzeszenie, ani nie mam ambicji uszczęśliwiania wszystkich. Gdybym takowe miał, to zostałbym artystą estradowym.

„Współczesność zabija Człowieka” to metafora czasów, w których przyszło nam żyć i przestrzeni, w której się znaleźliśmy nie z własnej woli, i z której odejdziemy wbrew własnej woli. A przynajmniej zdecydowana większość z nas. Do samego końca nie mogąc się nadziwić:

a) jak szybko upłynął ten czas…
b) dlaczego tak cholernie się dłużyło?!
c) o co w tym wszystkim chodzi?...

Tak czy inaczej, masz tylko ten świat i tylko to jedno życie. Wbrew temu co twierdzą niektórzy, w tym: buddyści, hinduiści, nestorianie i stare panny.